2018/10/11

Jak smakują najlepsze wina z Australii?

Australijskie wina są świetne i nawet najbardziej zagorzały fan win ze Starego Świata, przyciśnięty do muru, przyzna, że w Australii miałby co wypić. I nie ma się czemu dziwić: Australia ma do zaoferowania wina NIEBYWAŁE.


Gdy Jacob’s Creek zaprosiło mnie na degustację najlepszych australijskich win, migusiem pougniatałem kalendarz i poprzekładałem inne spotkania – umówmy się, raczej rzadko zdarza się pić wina z najwyższej półki, a dla kogoś, kto wino lubi (tak, to ja i mam nadzieję Ty też), to frajda podwójna. Wskoczyłem więc w marynarkę i w podskokach poleciałem pić najlepsze i najdroższe australijskie wina.

Gdy we wtorkowe popołudnie wchodzę do siedziby Jacob’s Creek, czuję się jak w Australii (tak myślę, bo jeszcze nie byłem, ale wszyscy powtarzają, że tak tam miło i pogodnie): w progu czeka na mnie wielki uśmiech Jima Robertsona, globalnego ambasadora marki Jacob’s Creek, szczupłego i wysokiego Australijczyka o pogodnym spojrzeniu. W ręku, jakżeby inaczej, dzierży lampkę wina, więc podchwytliwie rzucam: - A co myślisz o polskich winach? – Zaskoczę cię! Wczoraj do kolacji piłem polskiego Rieslinga i Chardonnay i muszę powiedzieć, że jesteście na bardzo dobrej drodze. Wasze wspaniałe jedzenie jest sporo przed winem, ale konsekwentnie je goni. Myślę o polskim winie z dużym optymizmem, bo wasi producenci nie boją się próbować, eksperymentować i czerpać z doświadczenia krajów z dłuższą historią winiarstwa. To były naprawdę dobre wina! Trzymam zatem kciuki za naszych winiarzy i zajmuję miejsce przy stole: wypucowane, błyszczące kieliszki przede mną są bardzo obiecujące.



- Wina, których dziś spróbujemy – zaczyna Jim – są zupełnie wyjątkowe. To najlepsze trunki, ikony winiarstwa, które są bardzo limitowane, bo powstają tylko w tych latach, w których owoce winogron są wystarczająco dobre. Sam cieszę się z tego spotkania podwójnie, bo prawdopodobnie nie będę miał szansy spróbować ich ponownie przez kolejnych pięć lat albo więcej. To wina z absolutnej czołówki! Nie można odmówić Jimowi umiejętności budowania napięcia - po tych słowach wszyscy siedzimy jak na szpilkach, patrząc z nadzieją na korkociąg, który trzyma. – Zaczynajmy! 

Reeves Point Chardonnay 2012

Zaczynamy od najlżejszej, białej opcji tego wieczoru. – Swego czasu Chardonnay zaczęło cieszyć się złą sławą – tłumaczy Jim – czemu my sami jesteśmy winni: robiliśmy je za szybko, z nieodpowiednich winogron, które miały za dużo cukru i były zbierane za późno. Wybieraliśmy złe regiony, a gdy wino było mało wyraziste, przetrzymywaliśmy je w dębowych beczkach, żeby nabrało aromatu. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej, a wszystkie etapy produkcji branża opanowała do perfekcji, więc Chardonnay może być naprawdę rewelacyjnym winem.

Ciężko się z nim nie zgodzić, bo wino z Wyspy Kangura (serio!), które piję, jest bezbłędne: o delikatnym aromacie melona, wyraziście cytrusowe, jest w smaku odrobinę goryczkowate i ma niesłychanie delikatny, mleczny finisz. Gdy usłyszałem buttery aftertaste, byłem sceptyczny, ale faktycznie: wino zostawia na podniebieniu cudnie kremowy, mleczny posmak. Przeciekawe!

St Hugo Barossa Shiraz 2015 / St Hugo Cabernet Sauvignon 2015

- A teraz pozwólcie, że zaproszę was do świata win St Hugo – rzuca Jim, gdy kończymy siorbanie i komiczne wsadzanie nosów do kieliszków. - To wyjątkowe wina, za którymi stoi wyjątkowa historia Hugo Grampa, jego syna Colina i ich pasji do wina. To świetne trunki, które trzeba doceniać podwójnie, bo powstaje ich naprawdę niewiele: na przykład Shiraza z doliny Barossa, którego macie przed sobą, wyprodukowano tylko niecałe 10 tysięcy skrzynek! – zabieram się więc za nie z wielkim namaszczeniem, bo inaczej nie wypada.

Wino, które leżakowało w dębowych beczkach przez 19 miesięcy, jest niesłychanie… eleganckie? Jest też niezwykle wyraziste - jak chwilę później wspomina Jim, taki właśnie był Hugo Gramp. W kieliszku czuć ciemne owoce, jagody, porzeczki i jeżyny, czuć wyraźną aksamitną teksturę i odrobinę przypraw. Shiraz mocno rozgrzewa podniebienie, więc kaczka, którą do niego zjadam, wpisuje się w całe doświadczenie IDEALNIE.



- Cabernet Sauvignon, które dziś dla was przygotowałem, to jeszcze inna bajka – ciągnie Jim. – Jest produkowany w rejonie Coonwarra, który – owiewany przez chłodną, oceaniczną bryzę – charakteryzuje się delikatniejszym klimatem niż śródlądowa Barossa. Lubimy mówić, że rosną tu wesołe winogrona o idealnym poziomie cukru i kwasowości. Wina z Coonwarry mają też ciekawy eukaliptusowy aromat. Czujecie? – rzuca i patrzy na nas z uśmiechem, a może nadzieją.

Faktycznie czuję w kieliszku mocny aromat drewna i pieprzu podszyty eukaliptusem. Aż śmieszne, jak wyrazisty! Jest trochę mięty, jest odrobina cynamonu, a to wszystko smakuje bardzo mocno i dosadnie. To nie jest wino do sączenia przed telewizorem – to wino do solidnego kawałka tłustego mięsa, najlepiej z grilla. My, dla odmiany, parujemy je z mięsem kangura – a co!

Johann Shiraz Cabernet 2012

Poprzeczka się podnosi, bo docieramy do 6-letniego wina, którego butelka - gdyby było dostępne w Polsce - kosztowałaby około 200 złotych. – Ten Shiraz połączony z Cabernetem, do którego produkcji owoce zbiera się tylko ręcznie, to prawdziwa perełka, nazwana na cześć założyciela pierwszej winnicy nad rzeką Jacob’s Creek, Johanna Grampa – tłumaczy nam Jim. Wino jest faktycznie niezwykłe i pachnie lukrecją tak bardzo, że nie mogę się nadziwić. Chwilę później czuję w nim konfiturę porzeczkową, a później przyjemnie cierpkie taniny typowe dla Caberneta. Jakie to przyjemne!

Centenary Hill Shiraz 2009

- A teraz pora na wino szczególne i naprawdę wyjątkowe, moje ulubione z całego portfolio Jacob’s Creek – Jim wprowadza nas do zakończenia tego przyjemnego wieczoru, a ja obserwuję, jak strużki wina płyną powoli po ściance kieliszka. – Ten Shiraz to prawdziwe mistrzostwo w zbalansowaniu złożoności smaku i jego lekkości. I te owoce!

Gdy tylko wtykam nos do kieliszka, wiem, co Jim ma na myśli: czuję słodkie, skarmelizowane wiśnie, zupełnie, jakbym pochylał się nad garnkiem z gotująca się konfiturą. Jest w nim trochę zapachu dojrzałej śliwki, odrobina cynamonu i korzennych przypraw. Wino, choć wytrawne, jest wyczuwalnie słodkie i ma bardzo przyjemny, niezwykle długi dębowy posmak, który bezbłędnie łączy się z wilgotnym brownie, które mi do niego zaserwowano. OBŁĘD. Zupełnie nie dziwię się sympatii Jima, bo to jedno z lepszych win, jakie piłem w życiu.



- Takie są właśnie nasze wina – żegna się z nami Jim. – Pełne serca i pasji, zupełniej jak prawnuk założyciela naszej pierwszej winnicy na rzeką Jacob’s Creek, który do dziś zagląda do winnicy i ucina z nami krótkie pogawędki. I mówię wam, każdy kto lubi jedzenie i wino, powinien nas odwiedzić: Australia to kulinarny i winny raj!  

Wiem, Jim, wiem, taki mam plan. A do tej pory musi wystarczyć mi wino!


więcej o mnie