2018/05/28

5 rzeczy, które trzeba zjeść w Ayutthaya

Do Ayutthayi trafia się w pogoni za zabytkami, bo to starożytna stolica Syjamu, usiana ruinami wielgachnych kompleksów świątynnych. Robią one oczywiście wrażenie, ale ale – warto tu też pojeść!

Przymierzałem się do niej strasznie długo - co jest dość zabawne, biorąc pod uwagę, że od Bangkoku dzielą ją 2 godziny jazdy pociągiem (można by więc, teoretycznie, wyskoczyć do niej na jeden dzień). Chyba po prostu nigdy nie było mi specjalnie po drodze. Wybrałem się więc tym razem: z solidnym przekonaniem, że w Ayutthayi musi być coś więcej, niż zabytki. Bingo. A w ramach ciekawostek: większość antycznego miasta leży na wyspie otoczonej odnogami Menamu - nastawcie się więc na częste słyszenie (mało intuicyjnego w tej części kraju) słowa "wyspa"!




1. Kuay Tiao Ruea
Czyli boat noodle albo makaron z łódki. Historycznie – sprzedawany przez chińskich emigrantów prosto z łodzi, dziś – serwowany w co drugiej knajpie w mieście (część z nich poznacie po drewnianej atrapie łodzi przed wejściem). To pyszna zupa i prawdziwy comfort food: cienki makaron ryżowy jest zalany ciemnym, słodkim bulionem z ziołami i kawałkami pieczonego mięsa (wołowiną lub wieprzowiną do wyboru). Świetne i super tanie. 


2. Roti Sai Mai
Zwane też cotton candy: to długie nitki cukru palmowego (w różnych kolorach i smakach), które można kupić w wielkich workach (wyglądają w nich jak duże włóczki) albo w porcji na raz, zawinięte w mały naleśnik (stąd to roti). Jedno albo drugie często jest zielone przez dodatek popularnego liścia pandanu. Super słodkie i super smaczne. Cukrowo-bawełniane zagłębie znajduje się niedaleko szpitala przy ulicy Uthong Road na południu wyspy (dojedziecie rowerem w kilkanaście minut), ale stoiska serwujące roti sai mai znajdziecie porozrzucane po całej Ayutthayi (często przy wejściach do świątyń). 


3. Tajskie słodycze
Tajlandia, jak cała Azja Południowo-Wschodnia, nie jest słodyczowa w naszym rozumieniu: tradycyjnie nie jada się tu czekolady, tortów czy kremowych deserów i ciastek, a raczej gotowane na parze słodkie ciasto ryżowe, mleko kokosowe przerabiane na przeróżne sposoby albo smażone/gotowane/słodzone banany. Dlatego warto popróbować tradycyjnych tajskich deserów, a w Ayutthai znajduje się miejsce, którego nie znalazłem dotąd nigdzie indziej w Tajlandii: kawiarnia Baan Kao Nhom, która po sufit zastawiona jest świeżymi, tajskimi deserami. Kokosowe puddingi, tradycyjne ciasteczka z ananasem, słodkie ziemniaki w kremie, ciasto ryżowe ze słodzonym kokosem i dużo innych ciekawych rzeczy. Zajrzyjcie, bo to okazja jedyna w swoim rodzaju!



4. Krewetka-gigant
Wielkie krewetki słodkowodne to regionalny rarytas, który niemało kosztuje, ale podobno smakuje powalająco. Podobno, bo nie znalazłem na niego miejsca w portfelu, ale czułbym się nie fair, gdybym o nim nie wspomniał. Bardzo polecano mi ciąg restauracji z owocami morza (i rzeki) wzdłuż ulicy Uthong Road na południowo-wschodnim krańcu wyspy, nad samą wodą. Dajcie znać, jeśli uda się Wam spróbować!


5. Tajska kawa
Klasycznie i niezmiennie – polecam, bo tajska kawa jest naprawdę dobra. W mieście znajdziecie niezwykle przyjemne miejsca, gdzie po pierwsze: bardzo miło spędzicie czas i odetchniecie od nieznośnego upału, a po drugie: wypijecie świetną kawę i zjecie niezłe ciastka/wypieki/kanapki. Są też internety, jeśli musicie popracować. Wpiszcie na listę kawiarnie: The JIM’s Cafe, Say Cafe and Gallery i Busaba Cafe.


6. Nocny targ
Nie co, ale gdzie: codziennie po 18:00 wzdłuż zachodniego końca ulicy Bang Lan rozstawia się targ uliczny z niezliczonymi (serio) opcjami street-foodowymi. Koniecznie zajrzyjcie, jeśli lubicie poznawać nowe smaki! 






INFORMACJE PRAKTYCZNE
JAK JECHAĆ: Z Bangkoku pociągiem, vanem, autobusem. Rekomenduję pociąg (2-2.5 h): do wyboru macie różne kategorie, od podmiejskiego Ordinary Train za 15 batów (otwarte okna, wiatraki), po Special Express Train za 345 batów (klimatyzacja i posiłek na pokładzie). Biletów nie trzeba rezerwować wcześniej, bo odjazdy są praktycznie co godzinę od rana do wieczora: przychodzicie na stację i kupujecie bilet w okienku.
NA MIEJSCU: Musicie dostać się na wyspę, na której leży stara Ayutthaya – wyjdźcie ze stacji kolejowej i wejdźcie w wąską uliczkę po drugiej stronie ulicy. Na jej końcu jest przystań łodzi, która przewiezie Was na drugą stronę za 5 batów. Alternatywnie możecie złapać spod stacji tuk-tuka (które tu wyglądają... inaczej!).
GDZIE SPAĆ: Dobry i niedrogi jest hostel 11:11 – pokoje 10 osobowe, duże (ale bardzo twarde) łóżka z zasłonką, podstawowe tajskie śniadanie w cenie (tost, masło, dżem i banan) i rewelacyjny taras na dachu z widokiem na rzekę (i świątynie, jeśli wleziecie na nadbudówkę). Tylko uwaga, bo leży trochę daleko od wszystkich świątyń, więc musiałem się trochę napedałować wypożyczonym u nich rowerem.






więcej o mnie