2018/05/09

Neapol? Na słodko! Czyli co warto zjeść

Macie takie miasta, do których przymierzacie się już od tak dawna, że aż przed sobą wstyd? To historia ze mną i Neapolem: wybierałem się do niego jak TOTALNA sójka za morze. Choć trochę przypadkiem, to w końcu mi się udało: i już wiem, co warto zjeść w Neapolu.

Neapol słynie z przynajmniej kilku rzeczy i niekoniecznie pierwszą z nich jest pizza. Owszem, pizza to neapolitańskie koło zamachowe i przeogromny biznes – mawia się, że to właśnie w Neapolu powstała pizza margherita, najbardziej klasyczna z pizz, z cudowną mozzarellą di bufala, sosem ze słodkich, włoskich pomidorów i soczystą, świeżą bazylią – ale Neapol zasłynął nie tak bardzo dawno z rzeczy dużo bardziej pragmatycznej i zdecydowanie mniej smakowitej. Mowa o śmieciach, które – według medialnych donosów – zalały miasto i piętrzyły się na każdy rogu. Nie byłem w Neapolu w czasie największego śmieciowego kryzysu, ale teraz sprawa wcale nie ma się tak źle i prawdę mówiąc: musiałem się tych śmieci trochę naszukać. W sumie to całkiem dobrze.

Neapol słynie też z prania, a dokładnie z ciągnących się po horyzont sznurów z suszącym się praniem. Dawno temu, gdy mieszkałem w nie za dużym mieszkaniu, suszarkę z praniem rozstawiało się na środku pokoju i co najwyżej biegało dookoła niej (albo pod nią właziło) – przeglądu garderoby za oknem nigdy się nie robiło. Nie wiem czy to włoska ekstrawersja, jeszcze mniejszy metraż mieszkań czy częsty brak balkonów, ale neapolitańskie gacie wiszą wszędzie, zewsząd powiewają, a jak ma się trochę szczęścia, to i leje się z nich na głowę. Nie mówię tego z nadąsem, a raczej zaciekawieniem, bo w gruncie rzeczy ma to swój urok i Neapolowi dodaje, choć pralnianego, to mimo wszystko charakteru. Ale nie o praniu tu mowa.





I nie o tłumach, nie o emigrantach i nie o wyjątkowego chaosie na drogach. Bo mowa o… słodyczach. Jedna rzecz, której – nawet bardzo chcąc – nie da się w Neapolu nie zauważyć, to piętrzące się w witrynach i na straganach słodycze. A dokładniej: słodkie wypieki. Neapol to prawdziwa, wypiekowa stolica Włoch, gdzie do perfekcji opanowano wypiekanie, nadziewanie, nasączanie, smażenie, zawijanie, rolowanie, formowanie i co tam jeszcze można zrobić ze słodkim. I choć pizza (pyszna, swoją drogą!) albo smażone przekąski (ziemniaki, krewetki, małże, bakłażany, cebula albo małe rybki) zawijane w papierowy rożek są w Neapolu równie popularne, to jednak słodkie wypieki krzyczą z neapolitańskich ulic trochę bardziej. Na śniadanie, na deser, na podwieczorek albo na przekąskę na schodach katedry: wypieki z Neapolu są obłędne, bezbłędne, przepyszna i ultrasłodkie – czyli takie, jakie słodycze być powinny. 

A więc, drodzy państwo, jeśli tak jak ja stawiacie słodkie nad wytrwanym, przedstawiam Wam bardzo krótką listę wprowadzającą w neapolitańskie słodkie wypieki. To czubeczek słodkiej góry lodowej, ale jeśli mielibyście zjeść w Neapolu tylko 4 słodkie rzeczy, to powinny być te. Przeczytajcie, a potem obejrzyjcie je w video poniżej - uwaga, będzie ssało.









1. Sfogliatella riccia
Czyli symbol Neapolu. Ciastko w kształcie muszli, które formuje się przez układanie kolejnych i kolejnych i kolejnych warstw cieniutkiego, chrupiącego po wypieczeniu ciasta.  Taka muszla nadziana jest kremem z sera ricotta, żółtek i semoliny, aromatyzowanym skórką pomarańczową. To wersja klasyczna, bo dziś można znaleźć też nowsze wynalazki: z czekolada albo marmoladą. Sfogliatellę je się na ciepło, oprószoną cukrem pudrem. Są też w wersji mini: świetne na raz!

2. Sfogliatella frolla
To uboższa i bardziej prosta siostra wersji powyżej. Uboższe jest zewnętrze, bo środek panienki mają równie wspaniały. Sfogliatella frolla jest przygotowana z typowego ciasta kruchego, więc mniej się dzieje za równo podczas jedzenia (nie kruszą się i nie sypią po brodzie cieniutkie warstwy chrupiącego ciasta, co – umówmy się – jest wspaniałe), jak i po: ciasto kruche, choć smaczne, nie zapada w pamięć tak jak niekończące się płatki sfogliatelli ricca.

3. Baba
To całkiem zabawny wynalazek: drożdżowa bułeczka w kształcie przypominającym grzyba jest nasączona (do stopnia ociekania) słodkim syropem rumowym. To wersja podstawowa, bo babę można odpimpować: bitą śmietaną, czekoladą, waniliowym kremem, owocami i pewnie jeszcze dziesiątką innych rzeczy. Nie podjąłem się próby, bo wersja klasyczna jest słodka tak, że ho ho. 

4. Torta Caprese
I wreszcie rzecz ostatnia, najbardziej „wytrawna” w tym szacownym gronie (ale tylko dlatego, że jest ODROBINĘ mniej słodka) – czekoladowy tort. Nie pochodzi z samego Neapolu, a pobliskiej wyspy Capri – ale skoro do wyspy tak blisko, a tort taki pyszny, głupotą byłoby nie spróbować. Mąki nie ma, bo są za nią mielone migdały. Do tego dużo kakao i mamy tort czekoladowo-migdałowy. PYCHA.

Te cztery słodkie ciacha – obok suszących się gaci – będą moim nadrzędnym neapolitańskim wspomnieniem. Spróbujcie ich: nawet jeśli spuchniecie, to będziecie bardzo zadowoleni. A jeśli chcecie (a na pewno chcecie) dorzucić na ruszt trochę innych klasyków z Neapolu, zajrzyjcie do TEGO wpisu, gdzie Tati i Michał z PoszliPojechali rozłożyli neapolitańskie jedzenie na czynniki pierwsze. Have fun!


INFORMACJE PRAKTYCZNE
JAK JECHAĆ: Samolotem z Warszawy, Gdańska, Katowic, Krakowa i Wrocławia (Ryanair lub Wizzair). Z lotniska do centrum autobusem Alibus za 5 EUR - bilet u kierowcy.

GDZIE SPAĆ: Koniecznie w mieszkaniu w starej kamienicy z widokiem na wąską uliczkę i suszące się pranie. Zdjęcia w tekście pochodzą z czadowego That’s Napoli Charming Rooms, gdzie znajdziecie przeprzytulne pokoje z niebanalnym wystrojem i pyszne śniadanie, które przygotuje Wam właściciel Guido albo jego urocza siostra. Zupełnie jakbyście byli w odwiedzinach u włoskiej rodziny!

CO ZROBIĆ: Koniecznie wpadnijcie do Palazzo Venezia (mapa) na aperitivo, czyli koktajl z przekąskami (słodszy Aperol albo gorzkie Negroni). Pałac (sam w sobie śliczny), choć leży przy zatłoczonej Via Benedetto Croce, jest ostoją spokoju, a na pierwszym pietrze ma... ogród, w którym nie słychać miasta (to zdjęcie powyżej, gdzie siedzę na ukwieconym tarasie). Cudo.

CO I GDZIE ZJEŚĆ: 
Powyższe (i mnóstwo innych) słodycze znajdziecie w bardzo wielu miejscach w mieście i pewnie się nie rozczarujecie, ale jeśli szukacie pewniaka i wszystkich smaków w jednym miejscu, wpadnijcie do słynnej i starej cukierni Scaturchio

W wielu miejscach przeczytacie o słynnych pizzeriach, które „koniecznie trzeba odwiedzić” (jak na przykład L’Antica Pizzeria da Michele), ale te, których spróbowałem, rozczarowały mnie. Zamiast tego polecam Wam przypadkowo znalezioną La Locanda del Grifo – świetna pizza i mega klimatyczny ogródek na małym piazza. A jeśli zbierzecie się do próbowania tych „koniecznych” miejsc, to trzymam kciuki za niedługa kolejkę (godzina to zwykle minimum)!

Zajrzyjcie też do Mikołaja z bloga Życie w podróży - rozłożył praktyczne info o Neapolu na czynniki pierwsze :).



więcej o mnie