2017/06/11

Co zjeść i wypić w Koszycach, czyli 3 dni ze słowackim winem

Wino? Na Słowacji? Tak, wino. A do tego opera za 2 euro, złoty skarb, orzeszkowe Horalky, jaśminowe piwo i bryndza. Dużo bryndzy. Nie brzmi wystarczająco smacznie?

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Ze Słowacją mam skojarzenia dość jednoznaczne, bo zimowe. Stary Smokowiec, Strbske Pleso, wysłużone wyciągi krzesełkowe i moje pierwsze podrygi na nartach, a poźniej desce snowboardowej. Bywałem tam tylko podczas ferii - mniej lub bardziej śnieżną, ale mimo wszystko zimą. I nagle słyszę: Słowacja, wiosna, wino. Wino...? Otóż tak, proszę Państwa, Słowacy mają sporo pięknych winnic i całkiem dobre wino. I to tylko 100 kilometrów od naszej granicy. 

Kraj Koszycki to z resztą dużo więcej niż wino. Oceńcie sami i nie krępujcie się powtórzyć takiego winnego road tripu na własną rękę - jedyne, czym musicie się trochę pomartwić, to kto będzie prowadził… 

Koszyce - barok, gotyk i smażony ser 
Zaczynam wcześnie rano i od razu staję jak wryty. *Koszyce* mnie onieśmielają - kolorowymi fasadami odrestaurowanych kamienic, zadbanymi placami, urzekającą architekturą i muzyką, która zaczyna się sączyć niewiadomo skąd, gdy wchodzę do niewielkiego parku w samym sercu starego miasta. I  imponującym Štátnym Divadlem, czyli neobarokowym Teatrem Państwowym, w którym ze ścian i stropów sączy się złoto i purpura, a bilet na przedstawienie operowe albo balet można kupić za… 2 euro (sic!). 

Siadam na chwilę w ciaśniutkiej loży na pustej widowni i wykręcam kark, patrząc na zdobienia na suficie. Piękne, naprawdę. Kręcę się jeszcze chwilę między rzędami bladobordowych krzeseł i zaglądam do pastelowej sali bankietowej - jej wielkie okna wyglądają na katedrę św. Elżbiety i jej niemałą wieżę, na którą mamy za chwilę wchodzić. 160 stopni, sam nie wiem… Nie taki jednak diabeł straszny i z ciasną, ciemną klatką schodową na szczyt dzwonnicy radzę sobie całkiem dobrze: raz czy dwa uderzam łbem o niskie belki stropowe, ale co to za cena za taki widok! W chłodnych wnętrzach smukłych gotyckich naw katedry spędzam jeszcze kilka chwil - katedry w zasadzie dość nietypowej, bo gdy ją budowano, miała być tylko kościołem i dopiero w 1804 roku (czyli po 300 latach od powstania), gdy powstała diecezja koszycka, kościół przemianowano na katedrę. Zajrzyjcie, naprawdę warto! 

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Ja tymczasem idę na kawę, sami rozumiecie. Zaglądam do nowiutkiej restauracji jeszcze powstającego hostelu Smelly Cat i po wychyleniu bardzo dobrej czarnej obieram kurs na… słodkie. Tuż obok głównego placu znajduje się mały czekoladowy sklepik Devy, którą Słowacy darzą takim sentymentem, jak my Wedla (a może nawet większym). Zaopatruję się w klika klasycznych czekoladek i bardzo nieklasyczne, fluorescensyjne owoce z marcepanu (mam nadzieję). Urodowany i rozchachany (conajmniej jak dzieciak z helowym balonikiem) idę obejrzeć największy skarb Koszyc (przynajmniej według samych Koszyc), a mianowicie Košický zlatý poklad, czyli… Koszycki Złoty Skarb w Muzeum Wschodniej Słowacji. *To* kolekcja ponad 2 900 złotych monet, ktore przypadkowo znaleziono podczas remontu jednej z zabytkowych kamienic w centrum Koszyc. Niewiele więcej o nich nie wiadomo, ale oślepiająca złota masa wyeksponowana w wielkim sejfie w podziemiach muzealnego gmachu robi wrażenie. 

Na obiad - na który już najwyższa pora - idę do Tabačka Kulturfabrik, czyli największej na Słowacji kreatywno-artystycznej przestrzeni, na którą zaadaptowano budynki dawnej fabryki tytoniu. Zanim jednak wgryzę się w smažený sýr, Katarína - dyrektor Tabački - oprowadza mnie po kompleksie. Pokazuje mi sale, w których odbywają się koncerty i prelekcje, salę teatralną z ruchomą widownią, studio do jogi, studio fotograficzne, przestrzeń cooworkingową i ich własną salę kinową. W niewielkiej przestrzeni na parterze zaglądamy też do galerii sztuki nowoczesnej, którą niedawno uruchomiono. Krótką wycieczkę kończymy w restuarcji, gdzie na małej scenie do wieczornego koncertu szykuje się już młody band (z Krakowa, tak przy okazji!). Na odchodne wcinam kromę świeżego chleba z bryndzovą nátierką, porcję ciągnącego się, smażonego sera i lampkę koszyckiego wina. CUDOWNIE.

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Na deser - zamiast słodkiego - robię sobie wycieczkę pod miasto. Chce zobaczyć koszycki zamek, o którym czytałem i do którego łatwo można dojechać miejsckim autobusem. Pogoda trochę się psuje i zaczyna lekko kropić, a zamek okazuje się kawałkiem odbudowanego muru i fundamentem wieży obronnej, ale i tak warto tu wyskoczyć - z wieży widokowej na terenie parku oglądam miasto (a w zasadzie próbuję, bo pędzące chmury raz po raz zalewają mnie mlekiem i widzę co najwyżej czubek nosa) i robię sobie krótką przejażdżkę na mikro-tyrolce. W gęstym, pachnącym deszczem lesie to nawet zabawne!

Wracam do Koszyc, gdzie w wine barze Dva Dve czeka na mnie degustacja słowackich win. Ja też na nią czekam, więc lecę w podskokach. Próbuję siedmiu różnych win, zagryzam obłędną kanapką z pastrami, a na do widzenia kupuję butelkę Kaschauera, młodej, koszyckiej chluby. Ostatni punkt mojego programu to piwo - ale nie piwo jakieś tam, a rzemieślinicze perełki, nagradzane na wielu słowackich i międzynarodowych turniejach. Wracam do serca starego miasta i przy głównym placu odwiedzam Hostinec, siódmą najstarszą restaurację na Słowacji, w której Peter Škripko urządził niewielki browar. Warzy w nim przeróżne i przeciekawe piwa i choć sam piwoszem nie jestem, piwo jaśminowe urzeka mnie bez reszty. Lekkie, wyraźnie goryczkowe i śmiesznie kwiatowe na końcu. *Świetne*! Próbuję chyba z 10 różnych piw - niestety, nie w porcjach degustacyjnych, więc po dwóch godzinach wytaczam się z knajpy i pełznę do hotelu. Na szczęście jest bardzo blisko. 


Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Nie tylko Tokaj!
Nazajutrz mam sporo czasu na przemyślenie skutków nadmiernego dochmielania orgaznimu, bo zaczynam podróżą aż pod węgierską granicę - czyli do winnego serca koszyckiej krainy. Omijam jednak wąski region tokajskich winnic i kieruję się do wsi Malý Horeš, gdzie Pal Geresi i jego żona Katalina prowadzą malutką, superklimatyczną, wręcz domową winnicę. Największe wrażenie robi sieć podziemnych tuneli i małych piwniczek, w których dojrzewa wytwarzane rzez nich wino (na do widzenia kupicie je i zabierzecie we własnej butelce!). Na powitanie dostaję ciepły koláč: na słodko z twarogiem oraz na słono z kapustą. Delikatne ciasto filo kruszy się i zostawia tłuste ślady na palcach. Obłędnie *pyszny*, choć taki proste! Z pełnym brzuchem, zgięty w pół, ruszam wgłąb ciemnych, wilgotnych, ciasnych korytarzy. W małych, podziemnych grotach próbuję młodszych i starszych, lepszych i mniej przypadającyh mi do gustu win, które Pal z namaszczeniem nabiera z beczek zdobioną, szklaną pipetą. Białe szczepy są naprawdę dobre! Tak spędzam całe przedpołudnie i wczesne popołudnie: w ciemności, pijąc wino i słuchając echa odbijającego się od wilgotnych tufowych ścian… 

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Lekko ululany ruszam dalej, do dużo większej winnicy Pivnica Orechová - tu wina powstają na zdecydowanie większą skalę i można je kupić praktycznie wszędzie na Słowacji (a jedna odmiana jest dostarczana do słowackich kościołów jaki wino mszalne - całkiem niezłe z resztą!). To jednak nie to samo, co dostać kieliszek z rąk założyciela winnicy i posłuchać, jaka jest jego historia - cieszę się więc, że tu zaglądamy! Próbuję ośmiu win spod znaku Orechovej i niektóre z nich naprawdę przypadają mi do gustu (wskutek czego *miejsce* opuszczę z butelką czerwonego Svatovavřinecké). Zaliczam jeszcze spacer między winnymi krzewami, ale ilość wina, jaką dziś przyjąłem, jest przerażająca, więc wymiksowuję się po angielsku z grupy i spędzam błogą godzinę na trawie, w przyjemnym, popołudniowym słońcu. Kwitnąca koniczyna drapie mnie w uszy, a dookoła słychać tylko śpiew ptaków. O losie, jaki to błogi dzień!  

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji
www.wszedobylscy.com
Ale tokaj przede wszystkim!  
Pobudka. Wstaję. Lekko nie jest - nie wiem tylko, czy przez zmęczenie czy może dwa dni picia wina. Tak czy inaczej dzień zapowiada się cudownie, słońce porządnie już świeci nad Zemplínską Šíravą, która kusi i nęci: „chodź, wskocz, popłyyyywaj…”. Nie tym razem, bo dziś czeka *na* mnie niekwestionowany hajlajt wyjazdu, czyli wino tokaj. Tak, pyszny tokaj! Nie wszyscy o tym wiedzą, ale nie cała kraina Tokaj leży na Węgrzech. Słowacy też mają jej kawałek, który pożytkują niegorzej niż Madziarzy i gdzie od dziesięcioleci wytwarzają złoty trunek. 

W planie mam dziś dwie winiarnie. Zanim zajrzę do pierwszej z nich, zatrzymuję się przy tokajskiej wieży widokowej (w kształcie beczki, jakżeby inaczej), skąd można pogapić się na falujące po horyzont winne krzewy, małe domki i smukłe wieże kościołów. Słodko! Niedaleko stąd swoje winne tajemnice wyjawia Tokaj Macik Winery, gdzie spędzam pierwszą część dnia. Obowiązkowym punktem zwiedzania tokajskich winnic jest wizyta w ich piwnicach. Ba, nawet nie tyle wizyta, ile umoszczenie się w nich na kilkadziesiąt dobrych minut, znalezienie swojego ciemnego kąta i smakowania wina właśnie w nim. Te piwnice są z resztą dla mnie najfajniejszym elementem całego wypadu na Słowację. Głębokie, ciemne, porośnięte grubym i pusztymy płaszczem szlachetnej pleśni, pachnące wilgocią i mokrym drewnem. To im tokaj zawdzięcza swój smak, w nich leżakuje, albo też zyskuje na wartości - Macik, tak jak inni producenci regionu, prowadzi w swoich piwnicach bank tokaju. Jeśli macie taką fantazję, możecie zostawić swoją butelkę na omszonej półce na kilka albo kilkanaście lat (w gablotach znajduję równiez takie z etykietą wypisaną kilkadziesiat lat temu!), podczas których wino stanie się bardziej szlachetne i… drogie. Mnie na taką zabawę na razie nie stać, więc w jednej z małych sal, w świtle świec, próbuję 7 win ze stajni Macika. Nie tylko tokajów, gęstych i słodkich, ale też innych produkcji, z których firma jest dumna. Szczególnie do gustu przypada mi półsłodki muskat złoty (choć wcale nie tak słodki) i wytrawna lipovina - które to z resztą, razem ze szczepem furmint, są używane do produkcji tokaju. Wsiąkam kompletnie w ten surrealistyczny klimat i półmrok podziemi, gdzie czuję się jak w średniowiecznym zamku albo na planie Władcy Pierścieni. Sączę wino i z przymróżonymi oczami słucham, jak powstało i dlaczego jest takie dobre…


Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Z powrotem na powierzchni ostre słońce wypala mi oczy - najchętniej wróciłbym na dół i zalał się winem. Ale głód mnie lekko popędza, więc odwiedzam jednego z najbardziej znanych producentów słowackich win, nazywanego też Królem Tokaja. Jaro Ostrožovič wita mnie niezbyt lekką, ale przepyszną kaczką z czerwoną kapustą i lokšami, czyli ziemniaczano-pszennymi naleśnikami (wow!). I lampką obłędnego muskata złotego z późnego zbioru. Wcinam, a w międzyczasie słucham, jak Jaro i jego żona Jarka zbudowali tokajskie imperium (i myślę sobie, po raz kolejny, że pasja plus ciężka praca to niezawodne równanie na sukces). Wypijam jeszcze kieliszek Kaschauera (to tu je produkują!) i schodzę do kolejnej, bajkowej tokajskiej piwnicy. Ich klimat jest po prostu NIESAMOWITY i ogromną, nieodżałowaną stratą byłoby nie zajrzeć do żadnej, będąc w okolicy. Krążymy chwilę wąskimi, niskimi tunelami, aż znajdujemy niewielką grotę, w której próbuję kolejnych siedmiu win. Ledwo ledwo, ale daję rady, a J&J Ostrožovič opuszczam z dwiema bultelkami na pamiątkę. To był rewelacyjny *wypad* - wrócę, ale tym razem na winobranie jesienią! 

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

Co robić w Koszycach czyli weekend na Słowacji

INFORMACJE PRAKTYCZNE

DOJAZD: Do Koszyc z Warszawy latają Polskie Linie Lotnicze LOT (bilety w promcji za ok. 300 zł w dwie strony). Na lotnisku bez problemu wynajmiecie auto. Z południa Polski  jest blisko samochodem. 

WARTO WIEDZIEĆ: Wszystkie opisane przeze mnie winnice oferują degustację (połączoną z pysznym, lokalnym jedzeniem) i wizytę w swoich piwnicach. W niektórych można też wynająć pokój. Tokajski obszar Słowacji to tylko 1/10 kraju, więc łatwo i wygodnie można go objechać. 

*Do Słowacji pojechałem na zaproszenie Visit Koscie i Koscie Region Turizmus - dziękuję!
więcej o mnie